Andrzej Pieczyński czyta „Bal u Salomona“ Konstantego Ildefonsa Gałczyńskiego

W latach trzydziestych ubiegłego stulecia, w czasie pobytu Gałczyńskich w Berlinie, Natalia przypomina mężowi sen, o którym Konstanty opowiadał jej kilka lat wcześniej. Gałczyński zamyka się na kilkanaście godzin z tymi wspomnieniami i tak powstaje ten osobliwie piękny zapis sennego przeżycia. Ów szkic (jak sam autor go określa) przenosi nas do sal fantastycznego pałacu, na bal wydany przez Salomona. Charyzmatyczny król zaprasza gości, ale sam na balu się nie pojawia. Służby pałacowe witają licznie przybyłych i oprowadzają po mieniących się przepychem pałacowych wnętrzach. Wszędzie wyczuwa się obecność gospodarza, słychać jego głos, ale do spotkania nie dochodzi. Gości ogarnia fala dręczących oczekiwań. Muzyka, wyrafinowane zapachy i alkohole, wzmagają tęsknotę, rozbudzają wyobraźnię. Wszyscy zaczynają być świadkami tajemniczych zdarzeń. Każdy z gości marzy o spotkaniu z Salomonem – bądź co bądź jednym z najmędrszych ludzi – mędrcem, który zapewne zna odpowiedź, na wszystkie, nurtujące ich pytania. Czas upływa, goście zatopieni w spreparowanych na tę okoliczność dekoracjach, aromatach i muzyce walca o Taorminie, nie wiedzą czy śnią, czy też sami są już tylko postaciami w głowie śniącego cały ten bal – poety.

„Bal u Salomona” został napisany przez autora w ciągu kilkunastu godzin. Ten fantasmagoryjny szkic, nie dotknięty – jak się wydaje – żadną późniejszą korektą autora, jest tekstem, w którym rzadkiej urody „skończone” fragmenty, przenikają się z tropami biegnącymi w różnych kierunkach, tworząc bogatą w skojarzenia, hermetyczną całość…

Muzyka: Robert Kanaan
Wstęp: 5 €